Historia narciarstwa oprócz prehistorycznych rysunków skalnych i średniowiecznych rycin, zaznaczających jedynie fakty używania przypiętych do stóp „nart” lub czegoś je przypominających, przedstawia również opisy pierwszych, nie dostępnych bez nart terenów. Jako pierwszy człowiek opisujący nie tylko to, co widział w, ale również to, co odczuwał i to, co przeżywali towarzysze jego podróży, był Fridtjof Nansen.
Na początku, z jego narciarskich pomysłów drwiono: „W przyszłym roku zoolog Nansen zamierza dać pokaz długodystansowego biegu narciarskiego przez grenlandzki lód śródlądowy. Miejsca siedzące – w szczelinach lodowców. Bilety powrotne – nie będą potrzebne”. Jednak on w zdecydowany sposób udowodnił słuszność swoich idei i jako pierwszy człowiek w świecie zaczął odkrywać to, co do tych czas było nieznane. W jego ślady poszedł Amundsen organizując wycieczkę narciarską na biegun południowy. Opisy z jego podróży w zdecydowany sposób różnią się od tragicznych zapisów Scota idącego bez nart, w tym samym czasie i w tym samym kierunku.
Klimat Norwegii tamtych czasów w sympatyczny sposób podkreśla „Sondre Nordhejm, ubogi cieśla i robotnik leśny ze wsi Morgedal, który przybył na start z dwoma kolegami po czterodniowym marszu narciarskim i wygrał konkurs …”
W Norwegii, mieszczanie z ogromnym zapałem uczyli się narciarstwa od „wieśniaków”, którzy na nartach jeździli od urodzenia. W Polsce przyjmowanie czegoś od plebsu nigdy nie wchodziło w rachubę. Taki Barabasz na przykład, nocą jeździł po Krakowskich Błoniach. Uczył się narciarskiego rzemiosła pod osłoną nocy, żeby nikt się nie śmiał z jego śmiesznych poczynań i błazeńskich zachowań. To on jednak, jako pierwszy w historii narciarz, zakładał pierwsze ślady nart na tatrzańskich szlakach
Norwegowie, emigrując za pracą, rozwieźli narciarstwo po całym świecie. Thomson w połowie XIX w przez 25 lat w Kalifornii rozwoził pocztę na przywiezionych z Norwegii, długich na 3.75 nartach.
Oczywiście zawody narciarskie, w ogarniętej gorączką złota Ameryce, musiały mieć znamiona hazardu, miejsce rozgrywek – nad przepaścią, główna nagroda – pas suto nabijany srebrem. Od razu pojawili się pierwsi „fabrykanci narkotyków”, czyli ówcześni producenci smarów, których w Norwegii jeszcze nie znano.
W tym samym czasie w Australii pod górą Kościuszki powstaje Szwedzko – Norwesko – Chiński klub narciarski.
Również w Nowej Zelandii prym wiedli Norwegowie. Na podstawie książki Nasenna „Na nartach przez Grenlandię” trójka śmiałków Mannering, Nixon i Fyfe zrobili sobie narty z klepek beczkowych i jako pierwsi na świecie narciarze, w 1983 r przekroczyli granicę 3000 m w drodze na Mount Cook
Dopiero za nimi, w 1984 r w Europie Austryjak Artl rozpoczął serie narciarskich wejść na Alpejskie trzy tysiączniki najpierw na Somblick (3 013 m), potem Schareck (3 425 m), Johannisberg (3 467 m), Wiesbachorn (3 570 m), Glocknerin (3 425 m) …
Wycieczki narciarskie w „norweskim” stylu, intensywnie promował, Paulcke w Karlsruhe. On też jako jeden z pierwszych zaczął zarabiać na tym dobre pieniądze. Organizacja szkoleń narciarskich należała jednak do Matiasa Zdarskiego, który „do 1912 r na specjalnych kursach w różnych miejscowościach i krajach, nauczył narciarstwa dwanaście tysięcy osób. Nawet dzisiaj, przy bardzo rozpowszechnionym szkoleniu narciarskim, trudno znaleźć instruktora z takim rekordem”.
Rozkwit narciarstwa alpejskiego zawdzięczamy Zdarskiemu, którego opisy techniki skrętów, jak również poradniki jak zachowywać się w górach na wiele lat pomagały i nadal pomagają narciarskim turystom.
Na uwagę zasługuje spotkanie, do jakiego doszło na jednej z wycieczek organizowanych przez Zdarskiego z Norwegiem Hornem, który zauroczony został osobowością Zdarskiego, lecz przede wszystkim jego umiejętnością jazdy na nartach. Docenił metodyczną wartość jego pracy. Jako pierwszy skonfrontował Skandynawię i kraje Alpejskie. Skandynawia, to kolebka narciarstwa. Tutaj każdy rodzi się z nartami na nogach. Małą rolę odgrywają, więc szkoły narciarskie i programy szkoleniowe. Wszyscy umieją jeździć na nartach, nie ma, więc kogo uczyć.
W krajach Alpejskich odwrotnie. Narciarstwo jest czymś nowym i niezmiernie interesującym, szczególnie dla bogatych mieszkańców Europy. W krajach alpejskich, narciarstwo stało się fundamentem rozwoju ogromnego biznesu turystycznego.
Do Polski narciarstwo również trafiło z Norwegii. Przywieźli je Norwescy specjaliści budowy dróg górskich i linii kolejowych Husebye, Anker i Krum dając początek „kolonii tatarowskiej”, w Karpatach wschodnich.
Tutaj też, Józef Schnaider wraz z Marianem Małaczyńskim, z powodzeniem rywalizowali wówczas z najlepszymi ośrodkami narciarskimi Niemiec – Czarnym lasem Paulckego i Austryjackimi Lilienfeldie, Matiasa Zdarskiego.
„Uprawiając ten sport od kilku lat, znając też wielu zwolenników nart zrobiłem spostrzeżenie, że charaktery nasze wiele dzielności i hartu nabrały”. Taką notatkę zamieścił Schnaider na ostatnich stronach swojego bezprecedensowego dzieła „Na nartach skandynawskich” 1898.
Kolejne wycieczki na szczyty Chomika, czy Howerlę w Karpatach wschodnich organizowane przez Małaczyńskiego wraz z Hellenem i Schnaiderem dodawały animuszu naszym wschodnim pionierom Narciarstwa
Niestety galicyjska bida zdławiła wysiłki Polaków.
Z Krakowa najbliżej było w Tatry. Tam też Barabasz próbował swoich umiejętności. W Krakowie odpowiadano mu „To u nas nie ma zastosowania, bo nie ma tak wielkich śniegów, jak na Syberii, zresztą, co za przyjemność uganiać po śniegu na mrozie, gdzie mnie nikt nie widzi ani ja nikogo. Wolę sto razy rower …”. Potwierdza to, że Polacy lubią robić rzeczy na pokaz a wewnętrzne przeżycia i doznania są dla nich wartością względną.
Dopiero z Fiszerem w 1894 dochodzą razem do Czarnego Stawu Gąsienicowego, potem; Małołączniak (2 101 m) i Kopa Kondracka (2 104).
Wyprawami tymi i kontaktami z miejscowymi góralami, Klimkiem Bachledą… , rozpoczynają turystykę narciarską w Tatrach.
Ich urok i klimat opisuje Barabasz w swoich „wspomnieniach narciarza” – „… wszyscy zgadzali się na to, że Tatry zimą o wiele piękniejsze niż latem. Bawiliśmy się zawsze doskonale, bez troski jak dzieci; kłopoty, interesy pozostawiało się w domu – pogoda, słońce, wspaniałe widoki, przy tym wspaniały ruch na świeżym powietrzu podniecały…” W ich ślady, z tatrzańskimi wyrypami poszli: Zdyb, Karłowicz, Zaruski, Borkowski…
Zakopane stało się kolebką Polskiego narciarstwa. Przy „okrągłym stole” dyskutowano nad nowymi przejściami i nowymi technikami. Norweska technika z jednym kijem? Czy alpejskie dwa kije? W przy stolikowych dysputach dominował jeden, dający porządne zaparcie, kij bambusowy. W narciarskiej rzeczywistości, do jakiej nikt się z resztą nie chciał przyznać, do podchodzenia używano dwóch lekkich kijów, do zjazdu zaś, łączono je w jeden i zjeżdżano na dół. Już wtedy tradycja w utrzymywania starych, pewnych poglądów, dominowała nad nowinkami.
Nawet sam Zdarski pisał wówczas: „jazda przy pomocy dwóch kijów nie jest w żadnym wypadku piękna, przecież tak bardzo przypomina cherlawych braci szpitalnych”.
Jak bardzo, dyskusje wówczas prowadzone, przypominają dzisiejsze dyskusje o carvingu, w którym to przecież, używanie kijów jest zbyteczne.
Na koniec przypomnijmy sobie słowa Nasenna, wypowiedziane przez niego, nad grobem Amundsena: „Przeżyłeś wielkie białe milczenie. Odważyłeś się odszukać Nieznane. Wszedłeś na najtrudniejsze drogi, przebyłeś białe na mapie plamy, wyrzekałeś się, byłeś spragniony, zwyciężyłeś, rozkwitłeś w wielkości wszechświata…słyszałeś pieśń, którą śpiewała ci natura… słuchaj, więc dalekiej przestrzeni, ona woła cię z powrotem”.
Czym są narty? Czy tylko przyjemnym zjeżdżaniem z górki?
„Pewnego dnia przyjdzie śmierć, wielka i spokojna, otworzy olbrzymie wrota Nirwany, a ty przepłyniesz w morze wieczności”.
Fridtjof Nansen.